środa, 4 grudnia 2013

Harry Rozdział 5

-Halo? -Usłyszałam cichy kobiecy głos w słuchawce.
-Dzieńdobry. Z tej strony Nadine, czy może Camila jest u pani w Irlandii? Nie odbiera telefonu i nie ma jej w domu, martwię się.
-Ja nic nie wiem. Może pojechała gdzieś ze swoim chłopakiem, ostatnio przez telefon wspomniała o jakimś wyjeździe.
-A jak się do pani odezwie to mogła by się pani ze mną skontaktować?
-Oczywiście, jak tylko zadzwoni to przekaże jej by zadzwoniła do ciebie.
-Dziękuję bardzo, dowidzenia.
-Dowidzenia kochana.
Bardzo lubiłam jej mamę, jak byłyśmy dziećmi przychodziłam tam codziennie, ona również mieszkała  kiedyś w Londynie.
*tydzień później*
Z Harrym jest jak na razie dobrze. Tak jak wcześniej w sumie. Ale ja nadal nie dostałam żadnego powiadomienia od mojej przyjaciółki. Matka jej przyjechała tu do wyjaśnienia tej sprawy ponieważ zgłosiła zaginięcie na policję. Trzeba czekać, nic innego mi nie pozostało. Siedziałam sama w domu i sprzątałam trochę. Poczułam wibracje w kieszeni. Wiadomość. Wyciągnęłam telefon i szybko odczytałam treść.
"Ciało jest zdrowe, tylko serce już nie bije"
-Nieznane
Co to ma oznaczać? Śmierć? Serce już nie bije... Ja to już słyszałam. Wszystko mi się przypomniało. To kiedy siedziałam na szpitalnym korytarzu od kilku godzin czekając aż ktoś wyjdzie z sali i powie że wszystko jest dobrze. I ten wyczekany moment kiedy z bloku operacyjnego wyszedł lekarz i powiedział.
-Niestety, serce już nie bije.
To znaczyło nic innego niż śmierć. Ja byłam tego pewna lecz miałam w sobie jeszcze ten mały kawalątek nadziei. Zawsze trzeba ją mieć. No ale trudno, stało się. Znów te cholerne wspominania. Ile bym dała by nie pamiętać wielu rzeczy, tych które pamięta się najbardziej.
*
Stałam na balkonie paląc szluge i rozmyślając o wydarzeniach, o tych najgorszych i tych których żałuję. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas i by żadne z tych zdarzeń nie miały miejsca.
-Znów to robisz? Obiecałaś... -Usłyszałam zawiedziony głos mojego Harrego za sobą. Wyrzuciłam niedopałek, gasząc go wcześniej o barierkę przede mną lecz nadal nie obróciłam się w jego stronę.
-Ludzie często coś obiecują, choć dobrze wiedzą że to się nie zmieni.
-A więc po co kłamałaś że nie będziesz?
-Ja nie chciałam, lecz jak każdy mam swoje powody.
-Nadi, ty ostatnio bardzo się zmieniłaś. Nie jesteś już taką wesołą Nadi która cieszy się z każdej chwili.
-Świat mnie zmienił. Chciałabym mieć w sobie tyle radości ile jeszcze nie dawno, naprawdę. Jestem już tylko wrakiem osoby którą byłam. Rozumiem że to znaczy że już nie chcesz być ze mną, przy mnie. Okej, odejdę tylko przysięgnij mi że będziesz szczęśliwy, znajdziesz inną pokochasz ją, założysz rodzinę a ona zawsze będzie taka radosna i dzieliła się tym szczęściem z tobą. -Nie potrafiłam powstrzymać już tych kilku łez, które po prostu pchały się by wyjść, ostatnio byłam na to za słaba. Może lepiej bym odeszła? Ale nie od niego, od wszystkiego, poszłabym do mamy. A przy Harrym byłabym duszą, pilnowała by nic mu się nie stało, by był szczęśliwy.
-Nigdy Nadine, nie potrafiłbym żyć bez ciebie, kocham cię bardzo mocno, jak nikogo innego i nie wyobrażam sobie być szczęśliwym bez ciebie. -Wtuliłam się w niego jak najmocniej. Jestem młoda ale coraz częściej myślę o śmierci, byłoby łatwiej. Ale nie mogę mu tego zrobić, za bardzo by go to zraniło a ja nie umiem patrzeć jak on cierpi.
-Jestem przy tobie i będę, rozumiesz? Nieważne czy będzie źle czy dobrze, ja będę zawsze. Obiecaj mi proszę że nie będziesz już palić, proszę.
-Obietnice ostatnio nam nie wychodzą, Harry nie chcę cię stracić, jesteś dla mnie wszystkim. A co do palenia to postaram się Ale nie mogę ci tego obiecać.
-Mam pomysł, wyjedźmy gdzieś, na jakiś czas. Daleko od wszystkiego i wszystkich. Odpoczniemy i gdy wrócimy znów będzie jak dawniej.
-Dobrze, przyda nam się -uśmiechnęłam się i wpiłam się w jego malinowe usta.

wtorek, 3 grudnia 2013

Harry Rozdział 4

Wytarłam sie suchym ręcznikiem i wróciłam w swoją piżamę. Przekręciłam cicho zamek i powoli otwierałam drzwi. Przeszłam się po korytarzu i w uchylonych drzwiach od sypialni ujrzałam chrapiącego loczka. Udałam się do gościnnego, ponieważ bałam się że go obudzę a ani nie chcę z nim teraz rozmawiać ani budzić się przy nim. Pościeliłam łóżko i na wszelki wypadek zakluczyłam pokój. Ułożyłam się wygodnie i próbowałam zasnąć myśląc o tym wydarzeniu i co chwila spoglądając na pocięte ciało.
*
Byłam już w kuchni i robiłam sobie kawę gdy nagle ktoś wszedł do kuchni. Chciał się do mnie przytulić lecz go odepchnęłam.
-Co się stało? I o której wczoraj wróciłem? -Nie pamiętał nic kompletnie, spodziewałam się tego.
-Po południu -nie uwierzył, to raczej logiczne. Przypomniałam sobie wtedy ten liścik.
-A tak serio? -chyba bolała go głowa bo ciągle podpierał ją ręką.
-Po 3 -powiedziałam to zupełnie obojętnie, nie spoglądając na niego
.-A czemu jesteś na mnie zła? -On serio nie wiedział i do tego zrobił takie słodkie oczy. Jezu, nie nie wybaczę mu, przegiął ostro.
-Nie nic. -Odpowiedziałam odwracając się do niego bokiem. Z jego miny można było wyczytać niedowierzenie, strach i przeprosiny. Ale nie zrobiłam sobie z tego nic, po prostu wróciłam do poprzedniej pozycji tak by nie widział już tego siniaka na policzku.
-Tto...t-to ja? -Tak jakbym olała jego pytanie nic nie mówiąc. Nie było to proste, ponieważ przypomniałam sobie całą tą sytuację. Odwróciłam się do niego tyłem, ale chyba zdążył zauważyć łzę.
-Naprawdę? Jak ja mogłem, jestem debilem, dupkiem skurwysynem. Jezu,  Nadine przepraszam ja...
-Co? Nie chciałeś, byłeś pijany, tak tłumacz się bo ja nie mam pojęcia , alkohol cię nie usprawiedliwia. Z resztą już nie ważne, stało się...
-Ty mi wybaczasz? Tak po prostu? Przecież ja cię uderzyłem, rozumiesz? Ja nawet sam sobie bym nie wybaczył...
-Słusznie. Wybaczam ci bo cię Kocham ale ja nie zapomnę tego, nigdy.
-Ja też cię Kocham, nawet nie wiesz jak bardzo
-Owszem wiem, uświadomiłeś mi to. -Znów ta cholerna słona woda. Nie chciałam stać tam dalej więc pobiegłam szybko na górę i zamknęłam się w pokoju. Skuliłam się w kącie i kontynuowałam płacz. Usłyszałam kroki, zaraz po chwili pukanie i prośby o wpuszczenie. Nie chciałam go widzieć więc sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Cami. Znów nie odbiera, co się z nią dzieję. Coś źle zrobiłam? Przejdę się do niej później. Jeździłam palcem po swoich ranach na nogach, podwijając spodnie. Moje nogi, brzuch wyglądały tragicznie. Nie na słowa by opisać to lepiej. Przerwał mi tą chwilę Harry który właśnie wszedł do pokoju. Chyba zdążyłam dosyć szybko zasłonić odkryte miejsca. Przypomniałam sobie że mamy dwa klucze do tego pokoju.
-Proszę cię porozmawiaj ze mn...zaraz czy to, ty znów to zrobiłaś prawda? -Patrzył na mnie załamany, po czym jedna kropla wypłynęła z jego oka. Nie wiem dlaczego ale z powrotem odsłoniłam te miejsca i znów wędrował po nich mój palec, zachowałam się tak jakby jego tu nie było.
-Nadine, proszę. Ja wiem jestem cholernym dupkiem i bardzo cię za to przepraszam, ale.obiecałaś mi że już więcej tego nie zrobisz.
-Ty też mi obiecałeś że nic podobnego się nie powtórzy. -Mój głos coraz bardziej się łamał.
-Ja nie wiem co mam ci powiedzieć. Ile razy mam cię jeszcze przeprosić Nadie... Niszczysz tylko swoje ciało
-Ty też je zniszczyłeś Harry. Jeśli to dla ciebie taka łaska to nie przepraszaj, nikt ci nie każe. Mógłbyś jeszcze raz obiecać że to się nie powtórzy i tak dalej. Tylko pamiętaj że to jest ostatnia szansa, że jak to się powtórzy, ja odejdę. -Znów rozryczałam się jak małe dziecko. On przytulił mnie do siebie mocno i obiecał że się nie powtórzy. Ja bez niego nie przeżyje ani dnia, ale z takim zachowaniem to nie dziękuję.
Wstałam jak gdyby nigdy nic. Poszłam do łazienki, ogarnęłam swój wygląd i ubrałam się w codzienne ciuchy. Wychodząc krzyknęłam jeszcze wychodzę, i poszłam.
*
Stałam i marzłam pod domem Cami i nadal nikt nie otwierał, nie pdobne do niej, tak wyjechać bez słowa. W drodze do domu jeszcze zadzwoniłam do jej mamy, może pojechała ich odwiedzić w Irlandii czy coś.
-Halo? -Usłyszałam cichy kobiecy głos.

niedziela, 1 grudnia 2013

Harry Rozdział 3

 Zaskoczyło mnie to i raczej nie będę tego ukrywać. Po jakimś czasie dotarłam na miejsce. Widziałam jak stał tam czekając na mnie, lecz nie był sam. To była jeszcze jakaś kobieta.
-Hej... -chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz przerwałam mu. Nie chciałam go słuchać ani widzieć, szczególnie tej zdziry, to pewnie jego nowa dziewczyna.
-Hej, tak też się cieszę. Teraz do rzeczy, bo po ostatnim razie nie mam ochoty z TOBĄ rozmawiać. -trochę skłamałam. Podkreśliłam przed ostatnie słowo, chyba się domyślił że nie chodzi tu o niego, tylko o nią...
-Okej, jak chcesz. Chciałem ci powiedzieć że wyprowadzam się. Wracam do Polski, ty jak byłaś mała przeprowadziliśmy się do Londynu, a ja chcę by moje drugie dziecko całkowicie wychowało się w Polsce. -On wyjeżdża?! Zostawia mnie?! Drugie dziecko?! Zmienił się, zostawia mnie jak moją matkę. Będzie miał dziecko z tą dziwko. Ja... ja już nie chcę go znać. Jak chcę to niech wypierdala, droga wolna!
-Dobra, wyjedź sobie z tą eh szkoda słów. Rozumiem że już sobie poukładałeś życie, zostawiasz mnie i pewnie już nie myślisz o mamie. Nie widziałam cię już bardzo dawno przy jej grobie. Rób jak chcesz, ale jak wyjedziesz to nie wracaj... Nie chcę cię widzieć... -cały czas mówiłam spokojnie, ale łzy spływały dość szybko po moich policzka, jedna za drugą. Odwróciłam się i jak najszybciej udałam się w stronę domu.
*
Siedziałam zamknięta w pokoju już od jakiejś godziny. Przytulałam się do poduszki rozmyślając. Z rodziny miałam tylko jego, ponieważ babcie, ciocie wszyscy w Polsce. Muszę się ogarnąć.Ostatnio wszystko mnie zasmuca. Trudno, żyje się dalej. Wyszłam z pokoju i trafiłam prosto do łazienki, ponieważ mój widok mnie przerażał. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie herbatę. Zadzwoniłam do Cami, nie odbierała. Zrobiłam to chyba z cztery razy, lecz za każdym razem nic. Było dość późno, zegarek wskazywał 21.06. Harrego nie było, napisał, że będzie po południu. Dobra nie ważne, zadzwoni.
*
Obudził mnie jakiś trzask, wstając z łóżka spojrzałam jeszcze tylko na telefon. Trzecia w nocy, super. Szybko pobiegłam na dół i zobaczyłam kompletnie pijanego Harrego. Chciałam się go zapytać gdzie był, co robił, lecz był w takim stanie że szkoda gadać. Miałam w głowie pełno myśli, ale nigdy się go nie pytałam o nic, ponieważ wtedy po prostu myślał ż jest mi to obojętne i nie robił tego więcej, jakby chciał wzbudzić zazdrość, zainteresowanie.
-Jak miło, zjawiłeś się. -powiedziałam  ironicznym uśmieszkiem.
-Kosdhkdfhchanie -zaczął się do mnie przybliżać i mamrotał coś kompletnie nie zrozumiale. Dotykał mnie rękoma pod bluzką, a ja zupełnie nie miałam na to ochoty, chciałam iść spać, w końcu był środek nocy.
-Hazz przestań, nie mam ochoty, z resztą jesteś pijany -oznajmiłam mając nadzieję że da mi spokój i położy się grzecznie spać.
-JA bhęde dfecyowac co bedziesz robisc, jasne? -był trochę agresywny i ledwo zrozumialny , przestraszyłam się lekko ale nie dałam się.
-Harry, proszę daj mi spać i najlepiej sam się też połóż. -starałam się mówić jak najbardziej spokojnie.
-Albo bedziesz robfila co ci kaze albo zle sie to dla ciebie skontsy.
-Nie masz prawa mi rozkazywać! -po ty słowach on wziął swoją ręką mocną uderzył w mój policzek. Bolało, bardzo bolało. Nie wierzę .
-Jestes zywkla smatą!! mas rofic co ci kaze! bo pozalujesz... -nie znałam go od tej strony. Łzy zaczęły spływać bardzo szybko z moich oczu. Wbiegłam jak najszybciej na górę do łazienki. Zamknęłam się na klucz i usiadłam w kącie. Oplotłam rękoma moje kolana i płakałam. Jak on mógł mi to zrobić?! Nigdy nie był taki agresywny. No może tylko raz się zdarzyło. Jak byliśmy razem na imprezie i on był kompletnie pijany. Nagle coś mu odbiło i zaczął na mnie krzyczeć i popchnął mnie na ścianę. Wtedy tak bardzo się go bałam. Zabrała mnie stamtąd moja przyjaciółka i przenocowałam u niej. Nad ranem on przyszedł po mnie i zapytał czemu nie ma mnie w domu i dlaczego wyszłam tak nagle z imprezy. On nie pamiętał. Teraz pewnie też tak będzie, ale przesadził. Usłyszałam walenie w drzwi i krzyki. Pewnie chciał wejść. Jeszcze szybciej słone krople wydostawały się z moich oczu. Sięgnęłam po moją kosmetyczkę. Wyjęłam z niej kredkę do oczu. Miała ona temperówkę. Zdjęłam ją z niej i połamałam. Był z plastiku tylko ze stalowym, małym ostrzem. Temperowała dobrze lecz rzadko jej używałam, ponieważ nie było takiej potrzeby.
Kiedyś już to robiłam i do tej pory mam blizny, po odejściu mamy. Nie robię tego, by ktoś to zauważył więc nie mam zamiary robić tego na rękach. Powoli lecz głęboko wbijałam ostrze robiąc kreski na nogach , a później na brzuchu. Już nie miałam sił na nic, więc wyrzuciłam kawałek metalu do małego śmietniczka i udałam się pod letni prysznic. Głośne dźwięki ustały więc albo zasnął pod drzwiami albo poszedł do sypialni.